czwartek, 22 września 2016

Dlaczego faceci tak dużo czasu spędzają w toalecie?

Drogie panie. Zakładam, że większość z Was po wielokroć narzekała na długi czas spędzany przez waszych facetów na tak zwanym klopie. Same hołdujecie zasadzie: wejść, zrobić co trzeba i wyjść. Nigdy wam nie zabieraliśmy prawa do posiedzenia w toalecie i zapoznania się z najnowszymi informacjami ze świata, albo zagraniem w jakąś ogłupiająca grę, która nie ma większego znaczenia strategicznego w waszym życiu. Może gdybyście kiedyś stanęły w butach faceta, to łatwiej by było zrozumieć wam skąd taka potrzeba u mężczyzn. Szczególnie, że może się to zdarzać kilka razy dziennie.

Nie jestem lekarzem i nie będę wchodził w detale związane z zaparciami w XXI wieku. Gdzieś mi się obiło o uszy, że jednym z powodów odpowiedzialnych za zaparcia u kobiet jest sposób oddychania. Generalnie faceci oddychają brzuchem i mielą, jak betoniarka, całe spożyte pożywienie. Kobiety natomiast oddychają przeponą, co pięknie unosi wasze biusty kiedy macie lekką zadyszkę. Nie jest to potwierdzony fakt. Nie mam na to żadnych dowodów, więc nie będę się nad tym rozwodził.
Tematem wpisu jest toaleta i czas jaki w niej spędzamy – my, faceci. Wyobraźmy sobie prostą sytuacje z życia wziętą. Facet chce pooglądać telewizję. Siada w swoim ulubionym fotelu, przejmuje pilota, odpala odpowiedni kanał i odpływa w świat programu telewizyjnego. Zaczyna go coś interesować. Skupia się na oglądanym materiale i kiedy pojawiają się najważniejsze detale całego czegoś, co ogląda pojawiacie się wy. Albo dzieci. I zaczyna się jazda. Porozmawiaj ze mną. Zrób coś. Zajmij się czymś. Pobaw się z dziećmi. A to wszystko z taką częstotliwością, jakbyśmy cały czas nic nie robili, milczeli, a dzieci traktowali jak ciała obce. I proszę mi nie mówić, że tak nie jest. Skąd się wzięła instrukcja życia dla kobiet podczas Euro 2016? Skąd żarty o pytaniach, którzy to nasi? Jaki jest wynik? Co to jest spalony, już nie wspomnę. Zawsze, kiedy coś ciekawego dzieje się w telewizji i akurat interesuje to faceta, znajdujecie milion powodów, żeby odciągnąć nas od tego. A skąd to się bierze? Kiedy z przyjaciółkami siedzicie w domu i oglądacie cokolwiek, ciągle rozmawiacie. Gadacie jak nakręcone. A popatrz na to, a co sądzisz o tym. Program w telewizji jest jakby tłem do spotkania towarzyskiego. Otóż dla nas nie jest. My jak chcemy coś oglądać, to oglądamy to ze 100% skupieniem.
No i wracamy do toalety. Nie możemy odpocząć i skupić się na programie telewizyjnym, więc korzystając z okazji udania się na tak zwaną dwójeczkę, zabieramy telefon, pada, albo zwykłą prasę. Zamykamy drzwi do toalety i jesteśmy wreszcie sami. Bez dzieci, bez gadającej kobiety. Nadrabiamy zaległości. Sprawdzamy co w sporcie. Oglądamy ostatnie bramki zdobyte przez naszych ulubionych piłkarzy. Czytamy wiadomości z kraju i ze świata, albo zwyczajnie gramy w jakąś grę. I tak kilka razy dziennie. No może poza porankiem, bo blokowanie toalety (szczególnie tam, gdzie jest połączona z łazienką) może być niezdrowe i bardzo niebezpieczne.



Wydaje mi się, że nie jesteście usatysfakcjonowane tak banalnym tłumaczeniem 20 minutowych posiedzeń waszych facetów. No to klasycznie już, odwróćmy sytuację. Poza klasyczną kupą, poranny pobyt faceta w łazience zajmuje jakieś 10-15 minut. A co na to wy, drogie panie? Kąpiel, włosy, makijaż, cholera wie co jeszcze… jeśli facet nie załatwi swoich tematów przed wami, ma gwarantowane spóźnienie do roboty. A co z innymi posiedzeniami, jakie fundujecie sobie w łazience? Depilacja, farbowanie włosów, kolejny prysznic po pracy, poprawka makijażu. No i moje ulubione oglądanie się w lustrze i sprawdzenie jak czas się na was odcisnął. A to tylko łazienka. A co z garderobą i ubieraniem się przed wyjściem? Kolejne kwadranse przed lustrem, nerwy i stres dla całej rodziny, bo jak zwykle nie macie się w co ubrać. Ale o ubieraniu się, będzie innym razem.

poniedziałek, 19 września 2016

Dlaczego nie pozwalamy wam jeździć naszymi autami?

Drogie panie. Od zarania wieków mężczyznę i jego środek lokomocji łączyła bardzo silna więź emocjonalna. Znamy wiele filmów i bohaterów, którzy mogli polegać na swoim środku transportu. Doskonałą ilustracją do tego był legendarny Zorro, czy choćby Lucky Luck. Bohaterowie westernów kochali swoje konie. Dbali o nie i nie pozwalali obcym, czy nawet bliskim jeździć na nich. Kiedy świat poszedł do przodu i pojawił się transport, który nie wymagały popasu, wspomniana więź nadal się utrzymywała. Wyobraźmy sobie najtwardszego motocyklistę przemierzającego bezkresne autostrady spalonej słońcem pustyni, gdyby coś się stało z jego maszyną, płakałby jak dziecko. Bohaterzy nowożytni także mają swoje środki lokomocji. Kapitan Ameryka nie rozstawał się ze swoim motocyklem. Batman dbał o swój Batmobile. Dlaczego zwykły Kowalski, czy Malinowski, Smith, czy Guenter, miałby traktować swoje auto inaczej? Kochamy swoje samochody. Kochamy czuć moc jaką nam gwarantują. Nie musimy nieć 500 koni mechanicznych pod maską, żeby czuć się silni. Umiemy ujarzmić moc, kierować naszą droga. Jesteśmy panami świata. Czy to w samochodzie, czy na motorze. To nasz raj do którego chętnie zapraszamy, ale wyłącznie w roli widza. Dla was to pewnie zwykły kawałek stali napędzany jakimś paliwem. Być może traktujecie go wyłącznie jako środek do wygodnego transportu. Plac zabaw dla dzieci. Dodatkowe lusterko, albo fajny dodatek do sukienki. Otóż, my traktujemy nasze pojazdy zupełnie inaczej. Wsłuchujemy się w dźwięk silnika z uwagą lekarza badającego dziecko. Zwracamy uwagę na każdą ryskę na masce i przejmujemy się równie mocno, co wy kiedy znajdziecie pierwszą zmarszczkę. Dbamy o jego czystość wewnątrz, jak i na zewnątrz, tak jak wy kiedy robicie makijaż, manicure, czy układacie włosy. Dla nas nasze auta są jak wy. Obiekty pożądania, kochanki na kołach. Wszystko musi działać jak należy. Każdy dźwięk ma swoje miejsce i czas. Nie ma przypadkowych odgłosów.
I teraz zastanówcie się, jaka jest wasza reakcja, kiedy facet chce wziąć wasze cążki do paznokci? Zostaw to! Nie ruszaj! Stępisz je! Takie są wasze klasyczne reakcje. A jeśli przyrząd jest nam naprawdę potrzebny, pomagacie nam. Wycinacie co trzeba w sposób w jaki jesteście tego nauczone. Bezpiecznie, fachowo i profesjonalnie. A dlaczego? Bo to wasze. Przykład może banalny, ale idźmy dalej. Dlaczego nie chcemy pozwolić wam na zabranie auta i jazdę „w miasto”. Bo za moment będzie przestawiony fotel. Inaczej ustawione oparcie. Poprzestawiane lusterka. Dziwny zapach w środku. Dodatkowo mogą pojawić się kwitki parkingowe latające z lewej strony kokpitu na prawą. Opakowania po czymś tam za tylnym siedzeniem. A jeśli jedziecie z dzieckiem, to jeszcze resztki jedzenia, picia i zabawki wszędzie tam, gdzie siedziało dziecko. I dla was to OK. Bo samochód jest dla mnie, nie ja dla samochodu. No to popatrzcie teraz na taką sytuację. Łazienka. Kosmetyki poustawiane na odpowiednich półkach. W odpowiedni sposób. Szczotki, pędzelki, pęsety, zalotki, perfumy, żele, kremy, kremiki, lakiery… wszystko  ma swoje miejsce.  
I teraz wchodzimy my – faceci. Wezmę to i przestawię tu, bo mi przeszkadza. Zdejmę to i postawie tam, bo będzie wygodniej. I tak zaczynamy mieszać w waszym królestwie. Jaka jest wasza reakcja? No właśnie. Nawet nie będę naśladował. To może inny przypadek. Może postanowimy coś ugotować. Wchodzimy do kuchni… mam pisać dalej? Każda kluczowa rzecz w kuchni zmieni swoje miejsce. I wasza reakcja. Taka sama jak w łazience. Drogie panie, czy rozumiecie już, dlaczego nie lubimy kiedy jeździcie naszymi autami?

Teraz powinien pojawić się głos: a jak popijecie, to kto was odwozi do domu? No to już jest siła wyższa. To sytuacja kryzysowa. Poddajemy się. Bezradność wygrywa. Tak jak niespodziewany okres w centrum handlowym. Zrobicie wszystko za szybką dostawę nowej odzieży i środków zapobiegania. A przecież, my nie chodzimy w waszych ciuchach.

czwartek, 15 września 2016

Opieka nad dziećmi – jak to robią mężczyźni.

Drogie Panie. Jestem pewien, że wielokrotnie spotkałyście się z memami prezentującymi, tak zwanych ojców doskonałych. Na jednym facet usypiał dziecko grając na komputerze, inne pokazywały mężczyzn śpiących, pozwalających dzieciom malować po sobie. Jeszcze inny miał dziecko na plecach zainstalowane jak klasyczny plecak. Przykładów jest wiele. Można by je mnożyć. Ale z czego to wynika? Tu należy się wyjaśnienie. Piszę ten tekst w imieniu własnym i zaprzyjaźnionych ojców, którzy borykają się z zagadnieniem: weź się zajmij dziećmi. No i dobrze! Dzieci muszą wiedzieć, że poza mamusią istnieją jeszcze tatusiowie. My tatusiowie także chętnie zajmujemy się dziećmi. Tyle, że w nasz własny sposób. I tu zaczynają się schody. Co słyszę najczęściej: weź wykaż jakąś inicjatywę, pobaw się, wymyśl jakąś zabawę, ogarnij… itp… itd… No to wymyślamy. Zabieramy dzieci w miejsca rozrywkowe. Często są to potocznie nazywane „kulki”, place zabaw, czy przejażdżki rowerowe. Dziecko doskonale się bawi, zajmuje sobą, nawiązuje relacje z innymi, podobnymi im dziećmi. W tym czasie ojciec ma szansę pobyć trochę z własnymi myślami. Ogarnąć rzeczywistość kłębiącą się w jego głowie. Zdarza się, że planuje strategiczne działania zawodowe, albo rodzinne. Ma chwilę spokoju. Nie liczę tu przerw na, tato podsadź mnie, zdejmij, on mnie uderzył, chce siku, czy inne przerywniki. Globalnie rzecz biorąc, dzieci same się ogarniają. My jesteśmy instancją nadzorująca zabawę. A że najczęściej jesteśmy znacznie bardziej liberalni, niż mamy (no chyba, że chodzi o nasze córki), to dzieciaki mogą więcej.

Ale dlaczego taka forma spędzania czasu jest z punktu widzenia matek naszych dzieci, bo nie zawsze oznacza to żonę, „słaba”. Otóż, według was, nie angażujemy się w życie dziecka. Nie uczymy go grać na instrumencie, rysować, czy kopać piłki. Nie wpajamy mu tabliczki mnożenia, nie uczymy czytać, nie oglądamy obrazków w książkach. Według waszej wizji naszej opieki nad dziećmi, najchętniej położylibyśmy się na plaży, ogrodzili dziecku teren, od początku wody do metr przed leżakiem i zamknęli je tam na godziny. Tu niespodzianka. Nie! Tak nie chcemy zrobić. Ale chcemy, że nasz syn nauczył się walczyć o swoje. Żeby nasza córka nie dawała wszystkiego wszystkim. Żeby nasze dzieci żyły w symbiozie z innymi stworzeniami swojego wieku. Właśnie dlatego nie lubimy chodzić z dziećmi na spacery podczas których największą atrakcją jest przeskakująca z gałęzi na gałąź wiewiórka. Dlatego, zabawa w przyjęcie nas średnio cieszy,  bo to mało męskie zajęcie jest. Stąd wycieczka do zoo kojarzy nam się wyłącznie z bieganiem od klatki, do klatki. Jasne, są to potrzebne zabawy. Dzieci kochają zoo. Dziewczynki zawsze będą zapraszały rodziców na herbatkę. Synowie będą chcieli grać w piłkę. I my ojcowie, będziemy w każdym z tych momentów ich życia. Tyle, że na wszystko przyjdzie czas. Tak wygląda dojrzewanie naszych maluchów. Najpierw jest tylko matka i jej piersi. Potem odkrywają, że tego wielki koleś jest w zasadzie całkiem fajny. Kolejny etap, to tato pozwala na więcej. Później, z tatą można pogadać o wszystkim. I tak do momentu, kiedy ani mama, ani tato nie będą w stanie zastąpić najlepszego kumpla, czy kumpeli. Na szczęście w moim przypadku na ten czas muszę jeszcze poczekać.
Wracając do czasu teraźniejszego. Zastanawiacie się pewnie, kiedy mamy czas na rozmowy z dziećmi, na bezpośrednie zajęcie się nimi. Mamy. Chętnie je usypiamy czytając im bajki i rozmawiając z nimi. Kiedy zapada cisza i można wreszcie usłyszeć co dziecko ma do powiedzenia. O czym marzy, co mu się przydarzyło w przedszkolu, czy szkole. Wtedy my tatusiowie chętnie spędzamy czas z dzieckiem. W sposób jak najbardziej interaktywny.  A tylko dlatego, że kończy się rywalizacja między rodzicami. Nie ma już destruktorów w postaci innych szkrabów. No i wszystkim dziecko przestaje nas emocjonalnie szantażować. Bo mama nie dała, to idę do taty. Jesteśmy sam na sam z nasza pociechą. 
Osobiście usypiam naszego syna i mamy pewien rytuał. Najpierw młody buduje gniazdo w którym będzie spał. Potem opowiada mi, co to się gdzie wydarzyło, albo kim będzie. Następnie czytamy pierwszą książeczkę, przy której aktywnie komentuje obrazki i treści. Kolejna książka to już więcej powagi i już nie może gadać. Trzecia pozycja już przygotowuje go do zamknięcia oczu. Przy czwartej książeczce zasypia jak mały królewicz. Tato ma święty spokój, mama zajmuje się tym co lubi. Dziecko jest szczęśliwe.


Idziemy do dorosłych. Czasem spotykamy się z zarzutami, że nie wiemy co u dziecka słychać. Jak było w przedszkolu, czy szkole. I tu pojawia się niespodzianka. My, drogie panie, nie potrzebujemy tysiąca słów i miliona pytań, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Zadajemy proste i celne pytania. Nie kluczymy, nie podpuszczamy. Dzięki temu nie musimy godzinę tresować dziecka, żeby powiedziało, czy na wycieczce było fajnie, czy nie. Mam w głowie taki obrazek. Pięć matek. Tyleż samo dzieci w wieku przedszkolny. Mamy rozmawiają. Chwalą się dziećmi, każą im pokazywać czego to się nie nauczyli. Takie małe show,” bo nasze dziecko jest najlepsze”. Kawałek dalej stoi kilku panów z synami. Jeden syn wali innego syna prawym prostym pod żebra. Ryk i wycie. On mnie uderzył. Matka biegnie z piorunami w oczach: jak ty go pilnujesz? Nie wolno się bić. Płynie potok zakazów, nakazów i osądów. A co robią ojcowie bohaterów zdarzenia? Odpowiadają. Zaczął, to dostał. Zostaw ich, zaraz się pogodzą. Nie wtrącaj się między nich. Krew nikomu nie leci. Nie chcą się zabić. To tylko dzieci. Niech się nauczą, że uderzenie boli. Daj mu posmakować efektów zaczepiania innych. Rewolucja? Nie… życie. Raz, drugi, trzeci młody agresor dostanie od rówieśnika za swoje, to następnym razem się zastanowi. A to przyda mu się w przyszłości. Dlatego, my ojcowie, nie rysujemy motylków z dziećmi, nie chodzimy na spacery do nikąd i nie udajemy, że nasze dzieci są najbardziej wyjątkowe na świecie. My je przygotowujemy do radzenia sobie w życiu. A czasem lekcje bolą…






poniedziałek, 12 września 2016

Prawda w związku – czyli facet też posiada uczucia.

Drogie Panie. Jak to jest z prawdą i szczerością w związku? Nie od dziś wiadomo, ze my faceci nie do końca wiemy, kiedy mówić prawdę, kiedy nie powiedzieć wszystkiego. Jesteśmy jak gracze w rosyjską ruletkę. Ryzykujemy za każdym razem jak zadajecie nam jakieś „trudne” pytanie. Przykłady mogą się mnożyć. Jak wyglądam? Czy Ci smakowało? Co sądzisz o tej, czy tamtej kobiecie. Co chciałbyś wieczorem robić? Masz jakieś plany na weekend? Pytania, pytania i jeszcze raz pytania. Niby nic strasznego, ale wyobraźmy sobie takie odpowiedzi: Jak wyglądam? Wy już znacie prawidłową odpowiedź. Powinniśmy powiedzieć, bez chwili zawahania: bardzo dobrze! Wspaniale! Sexy! I to jest odpowiedź, która was satysfakcjonuje. Oczywiście zbyt duża ekspresja przy odpowiedzi, spowoduje włączenie się u was lampki ostrzegawczej. Czy aby czasem facet mnie nie okłamuje? A co jeśli powiemy co myślimy? Zakładając, że tak myślimy. I nasza odpowiedź będzie: kochanie wyglądasz tak sobie. W tym memencie pojawi się skrzywienie twarzy. Grymas mówiący, że niekoniecznie tak miało być. Część z was przyjmie to jak spokojnie i zapyta, co jest nie tak. Wpędzając nas w kolejną pułapkę. Bo teraz to już nie ma wyjścia, trzeba powiedzieć wszystko. No i kolejna jazda… Inne pytanie: Jak Ci smakuje obiad? No i co? Jak jest dobry, to nie ma problemu z odpowiedzią. A co jeśli nie jest do końca dobry? Co mamy powiedzieć? Okłamać was i udawać, że jest pyszny i narażać się na jedzenie badziewia przez następne dni? Czy może powiedzieć prawdę i zacząć naukę gotowania?
Oczywiście te przykłady dotyczą banalnych sytuacji. A nawet pokuszę się na stwierdzenie, rzadkich i mało popularnych. A dlaczego o tym piszę? Ponieważ kropla żłobi kamień. Raz na jakiś czas wpadka w stylu powiedziałem prawdę nie zgodną z oczekiwaniem kobiety i po kilku takich akcjach mamy ciepło. Wyrzuty, głupie oskarżenia w stylu: już mnie nie kochasz, czy inne bzdury. Tak, drogie panie, jesteście skomplikowane. A co na to wszystko my faceci? Co z naszym zdaniem, z naszymi uczuciami i z naszym postrzeganiem świata. Kiedy facet rozmawia z innym facetem, nie ma tam miejsca na jakieś zawoalowane podteksty, oszustwa, czy komplementy. My sobie nie mówimy, ale super wyglądasz, masz zajebistą klatę, czy ale świetnie parzysz kawę. My nie zwracamy uwagi na takie detale. Nasze spotkania i rozmowy dotyczą rzeczy zupełnie nie związanych ze zmysłem smaku, czy wzroku. Oczywiście w odniesieniu jeden do drugiego. Bo wszystkie zmysły wchodzą w grę kiedy rozmawiamy o kobietach, jedzeniu, wyglądzie, czy sporcie albo muzyce. Ale to nie dotyczy bezpośrednio nas. Te kilka słów powyżej pokazują, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Wy, moje panie, komplementujecie się, opowiadacie sobie jak pięknie wyglądacie. Skupiacie się tam mocno jedna na drugiej, że jak się tego słucha z boku, można się zastanawiać, czy by heteroseksualność nie jest wam jakby obca.


To może teraz popatrzmy na relację wy kontra by w odniesieniu do postrzegania świata przez nas – facetów. Kiedy słyszymy od was: zrób coś z tym brzuchem, jak ty wyglądasz, czy nie mam ochoty na seks, dotyka nas to do głębi. Oczywiście, my nie strzelimy focha. My znajdziemy w sobie jakiś żarcik w stylu każdy ptaszek, ma swój daszek, albo nie śmierdzi, więc się nadaje. Jednak zostaje to w nas i także drąży kamień. Generalizując, my także jesteśmy łasi na komplementy, czy na stwierdzenia, które poprawią nam samopoczucie. I tu pytanie: ile z was pokusiło się publicznie powiedzieć o swoim facecie, że może i ma brzuszek, ale bardzo wam się to podoba? Albo, jego wygląd wynika z zapracowania, bo jak nikt inny umie zadbać o rodzinę? Może kilku z was nie jest obce takie podejście do życia, jednak z doświadczenia własnego i z obserwacji, jaki i rozmów z kumplami, wiem że to nie jest aż takie popularne u Was. Wy uważacie, że mówienie nam 100% prawdy jest dobre i wskazane. Bo facet jest prosty i nieskomplikowany. A no jest. Ale jest też istotą żywą, posiadającą emocje i uczucia. Pewnie podobały wam się pierwsze randki. Kwiaty, romantyczne filmy, czasem wiersze, albo inne zaloty facetów. To nie brało się z Internetu. A nawet jeśli z Internetu, to pewnie role były zagrane koncertowo, co spowodowało, że dałyście się facetowi zdobyć. Kończąc moje panie. Kiedy jesteście ze swoim mężczyzną w łóżku i w trakcie zbliżenia powiedzie mu, że jakoś straciłyście ochotę na seks, to go zaboli. I to jak cholera. Brzuchy, zakola, łysiny, ciuchy i inne codzienne historie, także obniżają morale u faceta. A taki łatwo daje się pocieszać innym kobietom.